To były szalone trzy dni. Najpierw musiałem przejechać 255 kilometrów, bo tyle dzieli Coober Pedy od kolejnego miejsca, gdzie mogłem znaleźć wodę i nocleg, czyli od Glendambo.
Taki długi odcinek wymagał specjalnego przygotowania. Zabrałem gigantyczny (7 litrów) zapas wody i sporo jedzenia, bo przez ponad 11 godzin mogłem liczyć tylko na siebie. Jechało się nawet nieźle, jedyny prawdziwy problem to upał. W południe było 45 stopni. Dla mnie trochę za gorąco, ale dla strusia którego spotkałem przy drodze chyba nie😎
Następnego dnia były lajtowe 120 km z Glendambo do Pimba. Tyle, że przez noc pogoda się zmieniła i jechałem ubrany w cieplejsze ciuchy.
Ale największy szok termiczny przeżyłem we środę na trasie z Pimby do Port Augusta, ponieważ pogoda jest tutaj zupełnie inna niż na północy albo w głębi lądu. Dziś rano było 8 stopni, potem 13. Do tego cały czas wieje bardzo silny wiatr z południa. To nie do wiary, że jeszcze dwa dni temu jechałem przez pustkowia w temperaturze powyżej 40 stopni.
Główna część wyprawy już za mną, bo dojechałem dzisiaj do Port Augusta, miasteczka nad Zatoką Spencera. Czyli jestem już nad Oceanem Indyjskim😎 Do Adelajdy zostały mi najwyżej 3 dni jazdy💪
Comments