
Podobno apetyt rośnie w miarę jedzenie. I ta zasada na pewno sprawdza się w przypadku moich podróży rowerowych. Po każdym wyjeździe, jak tylko wrócę do domu, nie mogę się doczekać kolejnej wyprawy. Ponieważ pojeździłem już trochę po Europie, Azji, Afryce i Ameryce Północnej, tym razem chcę przejechać na rowerze przez Australię. Z Wrocławia wylatuję już 11 września!
Trasa
Postanowiłem pokonać Australię z północy na południe. Wystartuję z Darwin, potem słynną Stuart Highway pojadę co centrum kontynentu. Jedyne większe miasto na mojej trasie, czyli Alice Springs jest oddalone prawie 1500 kilometrów od startu. To będzie na pewno najtrudniejszy etap wyprawy, ponieważ oprócz kompletnego pustkowia, czekają tam na mnie wyjątkowo niekorzystne warunki pogodowe. Według najnowszych prognoz, temperatury między Darwin a Alice Springs przekroczą 40 stopni Celsjusza.

Z Alice Springs chciałbym pojechać do Uluru. Od zawsze marzyłem, żeby zobaczyć ten niesamowity symbol Australii, więc teraz chcę skorzystać z okazji. Muszę wprawdzie zboczyć z mojej trasy i dołożyć ponad 500 kilometrów, ale jestem przekonany, że naprawdę warto zobaczyć prawdziwe serce Czerwonego Kontynentu.
Potem czeka mnie dalsza jazda na południe. Przekroczę granicę Terytorium Północnego i Australii Południowej, żeby po kolejnych 1500 kilometrach dojechać do mety w Adelaide – portowym mieście na południu Australii.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, cała eskapada zajmie mi miesiąc.
Sprzęt - rower
Nie wyważam otwartych drzwi i zabieram ze sobą sprzęt, który z powodzeniem służył mi w wyprawach przez Europę, Amerykę Północną i Afrykę.
A więc przede wszystkim rower. Kolejny raz stawiam na sprawdzonego gravelowego Specialized Diverge. Sprzęt odebrałem właśnie z serwisu Specialized we Wrocławiu. Paweł Ignaszewski, który niezawodnie dba o wyprawowy ekwipunek, zapewnił mnie, że rower z powodzeniem da sobie radę w pustynnych australijskich warunkach. Zakładamy nowiutkie opony Schwalbe Marathon Plus, nowe pedały SPD Shimano. Będzie też nowy łańcuch, łożyska tylnej piasty i suportu. Oprócz tego, standardowe konserwacje i regulacje. No i jeszcze jeden drobiazg: lusterko przekładamy z lewej na prawą stronę kierownicy, bo na antypodach mamy ruch lewostronny.
Sakwy
To będzie kompilacja sprawdzonych rozwiązań. Pod siodło idzie duża torba Deuter, która bardzo dobrze sprawdziła mi się w wyprawie do Londynu i trasą Odra-Nysa. Na przedni widelec, tradycyjnie powędrują dwie malatukie torebki Ortlieba. Pod ramę wraca przetestowana w najcięższych warunkach sakwa Blackburn. Na kierownicę zakładam polską uprząż firmy Triglav. Chcę w tej torbie zmieścić cały zestaw biwakowy. Na ramę jak zwykle wędruje malutka torebka Rosewheel.

Biwak
Ponieważ nie ma żadnej szansy, żeby na mojej trasie sypiać w hotelach i motelach, zabieram kompletny sprzęt biwakowy. Ważący nieco ponad kilogram, namiot Naturehike Tagar2 był już ze mną w Afryce. Może i jest mały, ale za to naprawdę lekki. Do tego ten sam co na Czarnym Lądzie śpiwór Volven Superlight. Tym razem zabieram ze sobą malutki dmuchany materac z Decathlonu, bo spanie na twardej aluminiowej macie niezbyt mi się spodobało w Afryce 😉 Żadnego zestawu do gotowania nie biorę. Jak wiecie, hołduję zasadzie „im mniej tym lepiej”. Na takiej wyprawie każdy dodatkowy kilogram przeszkadza.
Ciuchy
Ubrania rowerowe będą takie jak w Afryce. Trzy pary spodenek rowerowych, trzy koszulki rowerowe z krótkim rękawem, kurtka przeciwdeszczowa, kamizelka i dwie bluzy. Do tego rękawki i nogawki na słońce (białe) i zimno (czarne). Buff, dwie pary rękawiczek, okulary i czapka pod kask kończą tę krótką listę.
Zestaw cywilny na „po rowerze” to jedna koszulka, slipki, spodnie z odpinanymi nogawkami i japonki. Więcej nie biorę. Musi wystarczyć 😊

Lekarstwa i ubezpieczenie
Jak zawsze zabieram ze sobą małą aptekę z lekami przeciwzapalnymi i przeciwbólowymi. Do tego opatrunki, środek dezynfekujący, zestaw na problemy żołądkowe. To całkiem sporo i z reguły nie korzystam z tego w trasie, ale lepiej mieć niż martwić się o to na pustkowiu. Tradycyjnie biorę maść Assos na tyłek (bez tego nie ma jazdy, naprawdę!) i trochę środków na owady. Ponieważ agresywne muchy w centrum Australii, to prawdziwa zmora, zabieram dodatkowo moskitierę, którą będę w razie czego zakładał na kask.
Polisa to jak zawsze Wojażer z PZU. Jakoś lepiej się czuję, jak ruszam na taką daleką wyprawę z wykupionym ubezpieczeniem.
Elektronika
Tu także królują rozwiązania sprawdzone w Afryce. Nawiguję moim telefonem Samsung S22 Ultra i nawigacją Wahoo. Do tego biorę dwa powerbanki. Filmować będę kamerą GoPro Hero 11, a wszystkie parametry organizmu zarejestruje moje Suunto. Z nowości planuję zabrać ultralekki mikrofon, ponieważ planuję nagrywać dziennik z podróży w formie podcastu. Na wszelki wypadek biorę też niewielki panel słoneczny, żeby w tym bezludnym terenie mieć zapasowe źródło prądu. Poniżej załączam link do pierwszego odcinka podcastu, w którym opisuję przygotowania do australijskiej eskapady. https://open.spotify.com/episode/2KzxVJwTK0rHJiwEKCKAHQ?si=vzjAvHWCSDCx_ajM8tMGbw
Woda
Największym problemem jazdy przez odludne i kompletnie suche tereny, będzie wożenie odpowiedniego zapasu wody. Zabieram siedem bidonów. Trzy będą w uchwytach na ramie, dwa kolejne w koszykach przy kierownicy i następne dwa na sakwach. Do tego dodatkowa butelka z filtrem węglowym (dziękuję za prezent Julia!) i dwa camelbaki o pojemności 1 i 2,5 litra, które powędrują do torby pod ramą. Mam nadzieję, że to wystarczy.
Podróż
Podróż do Australii zawsze trwa długo i kosztuje sporo. W moim przypadku jest jeszcze trudniej, bo lecę do Darwin, a wracam z drugiego końca kontynentu, czyli z Adelajdy. To nie są niestety tak popularne lotniska jak Sydney, Melbourne czy Perth. Ostatecznie kupiłem bilet liniami Qatar Airways, bo w cenie biletu można (zamiast walizki) zabrać rower.
Szczególnie ciężki będzie lot do Darwin, bo mam aż trzy przesiadki i podróż potrwa blisko 30 godzin. Startuję z Wrocławia, potem przesiadka w Warszawie, Dosze i na Bali. Wracam nieco szybciej – bo w 28 godzin i mam tylko dwie przesiadki w Dosze i Warszawie.
Nie byłoby wyjazdu do Australii bez partnerów wyprawy.
Partnerzy sprzętowi - Immotion i Specialized Wrocław
Tradycyjnie, od wielu lat o kondycję mojego sprzętu dba wrocławska firma Immotion i sklep Specialized z placu Grunwaldzkiego. Paweł Ignaszewski doskonale wie, czego potrzebuje długodystansowy kolarz i sprzęt Specialized jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.
Partner żywieniowy – Dinette
Tu też współpraca układa się świetnie od wielu lat. Restauracja Dinette dba, o sportową dietę podróżnika, który na etapie przygotowań musi odpowiednio naładować akumulatory, a po powrocie szybko zregenerować nadwątlone siły 😊
Partner logistyczny – Port Lotniczy we Wrocławiu
O dobrą podróż na drugi koniec świata zadbało wrocławskie lotnisko. To tutaj zaczynam i kończę swoja podróż. Nie ma nic przyjemniejszego niż startować w podróż na drugi koniec świata z lotniska, które nie dość, że jest blisko domu, to jeszcze szybko i komfortowo obsługuje nietypowego podróżnika z wielkim bagażem.
Partner medyczny – Szpital Orthos
Specjaliści z Orthosa udzielają mi nieocenionej pomocy w trakcie przygotowań do wyprawy. Dobrze przed wyjazdem poznać swoje mocniejsze i słabsze strony. To tam sprawdzę swoją kondycję po powrocie z Australii.
Relacje z wyprawy
Moją australijską wyprawę będę jak zawsze relacjonował na moim facebooku, Instagramie, X i tym blogu. Dodatkowo spróbuje dawać też krótkie relacje na Tik Toku. Z okazji tego wyjazdu uruchomiłem też podcast, który będzie moim dziennikiem z podróży. Chcę codziennie na koniec dnia nagrywać krótkie podsumowanie tego co się wydarzyło na trasie po Australii. Pierwszy odcinek jest już dostępny na Spotify i innych platformach podcastowych. Wystarczy wpisać no to jadę 😊

Comentarios