Dojechałem do Adejaldy! Ostatnie dwa dni to była niespieszna jazda, bo wiedziałem, że moja wyprawa zaraz się skończy i smakowałem każdy kilometr😎
Co się zmieniło pod koniec podróży? Ruch na drodze zrobił się znacznie większy i co kilka kilometrów mijałem małe miejscowości.
Tu na południu Australii krajobraz jest dużo bardziej podobny do naszego, europejskiego. Chociaż widok żyta dojrzewającego w październiku na bezkresnych polach, uświadamia mi, że tu jest wiosna, a ich październik do nasz kwiecień.
Wjazd do Adelajdy okazał się bardzo komfortowy. Fantastyczna droga rowerowa już od Salisbury, także ostatnie 30 kilometrów przejechałem bardzo komfortowo.
A sama Adelajda mimo, że to stolica stanu i wielka półtoramilionowa metropolia, zaskakuje brakiem korków i senną atmosferą. Do tego mnóstwo zieleni. Jest pięknie i cieszę się, że dotarłem do mety.
Podsumowując. Spędziłem 23 dni na rowerze, w czasie których przejechałem 3172 kilometry i wypiłem161 bidonów wody. No i setki godzin przejechanych w palącym słońcu - to chyba najkrótszy bilans mojej wyprawy.
Udało mi się przejechać z Darwin do Adelajdy, czyli całą Stuart Highway, trasę łączącą północ z południem Australii.
To naprawdę gorący i suchy kontynent, który wymagał ode mnie planowania i trochę rozwagi😎 Musiałem wozić ze sobą ogromny zapas wody. Najdłuższy odcinek bez dostępu do wody to ponad 250 km. Startowałem z reguły przed świtem, żeby unikać jazdy w największym upale.
Czy było warto? No jasne! Taka wyprawa to spełnienie rowerowego marzenia. Bo przejechałem piękny i niedostępny kontynent. To też sprawdzenie granicy moich rowerowych możliwości. A widoku tajemniczej góry Uluru, kangurów, strusiów czy wspaniałych wschodów słońca nad australijskimi pustkowiami nigdy nie zapomnę. Tak samo jak spotkań z niesamowitymi ludźmi, których tu poznałem.
Podstawa udanej wyprawy to dobry sprzęt. Jak zawsze jechałem na niezawodnym Specialized Diverge, który przygotował dla mnie Paweł Ignaszewski z wrocławskiego sklepu Specialized. Wszystko działało perfekcyjnie i bezawaryjnie!
Bardzo dziękuję też pozostałym partnerom mojej wyprawy: Port Lotniczy we Wrocławiu, Szpital Orthos, Immotion i Dinette.
Comments