Dojechałem do mety mojej australijskiej podróży!

Nareszcie wróciłem do cywilizacji. Są sklepy, knajpy i jest zasięg w telefonie!

To były szalone trzy dni. Najpierw 255 km na jeden raz w temperaturze 45 stopni, a potem gwałtowne ochłodzenie i jazda w 8 stopniach.

Dojechałem do Coober Pedy, malutkiego miasteczka, gdzie wydobywa się najcenniejsze na świecie opale.

Licznik mojej wyprawy pokazał dziś 2000 kilometrów, a ja przekroczyłem granicę Terytorium Północnego i Australii Południowej.

Po 10 dniach wiem już, że podoba mi się jeżdżenie po Australii. Wprawdzie gorąco tu jak w piekle i drogo jak w Norwegii, ale reszta jest ok

Przez Australię przechodzi fala upałów. Czyli muszę polubić gorącą jazdę 😎

Nareszcie spotkałem krokodyla. Na szczęście był bardzo grzeczny.

Chyba dojechałem dziś na rowerze do raju 😍

Jestem w Australii od czterech dni i ciągle nie mogę sobie poradzić z jetlagiem. Prawie wcale nie śpię.

Pine Creek to dziś typowa australijska dziura. Ale pod koniec XIX wieku była tu prawdziwa gorączka złota.

Po noclegu w Gubinie zaczynamy kolejny etap naszej podróży.

Szlak Odra-Nysa prowadzi rowerowymi ścieżkami, a częściowo lokalnymi drogami. Widoki są niesamowite, tak jak niesamowite są Góry Izerskie.