(10 - 12 sierpnia 2021, 313 km)
Trasę z Brukseli do Paryża można przejechać w 2 lub 3 dni. Ja wybieram wariant trzydniowy, z tym że większość trasy zrobię w dwa pierwsze dni, przenocuję pod Paryżem i czwartek zostawiam sobie na rowerowy objazd stolicy Francji.
We wtorkowy ranek Bruksela żegna mnie ulewnym deszczem. Żeby nie starować na mokro, przeczekuję w hotelu aż przestanie padać i ruszam dopiero koło 10.
Jak już pisałem, w samej Brukseli jest sporo dobrych dróg dla rowerów, podobnie było z wyjazdem z miasta na południe. Zaczęło się więc nieźle: nie lało i droga okazała się wygodna. Zaraz za miastem wjechałem na wygodny odcinek wzdłuż kanału Bruksela - Charleroi. Szeroka i wygodna ścieżka nie trwa niestety wiecznie i po pół godzinie moja trasa wiedzie już zwykłymi drogami. Im bliżej francuskiej granicy tym jedzie się gorzej, a pasy dla rowerzystów popularne w północnej Belgii, tutaj nie istnieją. Po drodze łapie mnie kolejna ulewa, którą przeczekuję w jakiejś lokalnej knajpce. Z każdym kilometrem do granicy, nasuwają mi się porównania do odcinka na pograniczu polsko-niemieckim w Slubicach: wąsko, duży ruch i kierowcy niezbyt mili.
Granica begijsko - francuska jest zupełnie niepozorna. Mały obdarty znak na końcu wsi i to wszystko. Po pamiątkowych zdjęciach ruszam do Francji.
W pierwszym miasteczku chciałem coś zjeść, ale wszystkie knajpy są tu czynne do 14 i od 18.30. Muszę się więc zadowolić bułką z lokalnej piekarni. Droga robi się malownicza, teren jest pofałdowany, a mijane wsie i miasteczka całkiem urocze. Na nocleg zjeżdżam do Le Cateau - Cambresis, rodzinnego miasteczka Henri Matisse. Zanim zasnę w miłym hoteliku, słyszę że za oknem znowu leje. Czy te deszcze w końcu mnie opuszczą?
Środa zmieniła wszystko. Budzi mnie wschodzące słońce, na niebie kilka chmurek i klasyczny poranny chłód.
Rower po jeździe w deszczu jest niemiłosiernie brudny. Próbuję ogarnąć go z grubsza, ale bardzo dokładnie czyszczę i smaruję napęd. Łańcuch chodzi idealnie 👍
Jest rześko, jakieś 10 stopni i na pierwsze kilometry ubieram się na cebulę, po czym co parę kilometrów zdejmuję kolejne warstwy. Do południa robi się prawdziwe lato i jest po prostu gorąco.
Trasa wiedzie mało uczęszczanymi drogami i kilka razy ścieżką rowerową wzdłuż kanału i rzeki. Te nadwodne odcinki, szczególnie koło Compiegne i Saint Quentin są bardzo wygodne i malownicze, choć miejscami asfalt bywa mocno dziurawy. Na wąskie opony szosowe nawet zdecydowanie zbyt dziurawy. Między Compiegne a Senlis jest też jeden odcinek szutrowy. Droga jest niestety wysypana tłuczoną dachówka i przez jakieś 3 kilometry jedzie się fatalnie. Mam opony 1,5 cała i to było absolutne minimum żeby przejechać ten fragment.
Koło Noyon miałem też niezwykłe spotkanie. Wyprzedził mnie samotny kolarz zapakowany bikepackingowo. Dogoniłem go, zaczęliśmy rozmowę i okazało się, że Quentin wraca do domu do Paryża z 4,5 miesięcznej wyprawy po Europie. Był na Bałkanach, na wschodnich krańcach Unii Europejskiej czyli u nas 😉, przejechał Skandynawię i zaliczył Nordkapp. Ostatni etap to jazda non stop, bez spania, z Amsterdamu do Paryża. Zaimponował mi bardzo formą, bo to znaczy, że jak go spotkałem, był w trasie non stop 27 godzin i zrobił jakieś 600 kilometrów bez przerwy na odpoczynek.
Ostatnie kilometry do hotelu w Senlis upłynęły mi na rozważaniach gdzie popełniłem błąd, że za młodu sam nie zrobiłem takiej szalonej ekspresowej wyprawy 😎
We czwartek budzę się bardzo wcześnie, szybko pakuję i czym prędzej ruszam w drogę. Jadę na czczo, chcę zjeść coś już w drodze. Znowu jest słonecznie ale rześko. Dopiero po godzinie jazdy mogę zdjąć trochę ciuchów :)
Wizja krótkiego etapu dodaje mi energii, jedzie się naprawdę bardzo dobrze. Nie przeszkadzają mi nawet auta, których coraz więcej zasuwa w kierunku stolicy Francji. Sytuacja robi się jednak niezbyt przyjemna jakieś 30 km od centrum miasta, kiedy nawigacja kieruję mnie na bardzo ruchliwą arterię pełną pędzących aut. Robię tak z 10 kilometrów, docieram do przedmieść Paryża i w małej Boulangerie kupuję śniadanie czyli 2 dłuuugie bagietki z serem, kurczakiem, sałatą i pomidorem.
Żeby wjechać do centrum wybieram okrężna trasę ponieważ chcę jak najwięcej kilometrów przejechać ścieżkami rowerowymi. Niestety na przedmieściach ich stan jest kiepski, kierowcy lubią na nich parkować. Dopiero bliżej centrum jest lepiej. Jedzie się wygodnie, czesto do wyboru jest ścieżka między jezdniami (trochę jak u nas na Powstańców Śląskich) plus możliwość jazdy buspasami.
Ponieważ jest jeszcze wcześnie objeżdżam centrum miasta i "zaliczam" z pozycji rowerzysty najbardziej charakterystyczne punkty Paryża.
Jeszcze trochę filmów i zdjęć i ruszam do hotelu, gdzie spotykam się z moją starszą córką Julią, która przyleciała rano ze swoich wakacji. Po godzinie przyjeżdża Jola i młodsza Majka.
Teraz w komplecie zaczynamy weekend w Paryżu a ja daję sobie wolne od roweru aż do niedzielnego poranka. Jedyny plan na piątek to wizyta w pralni z całym moim kolarskim zestawem garderoby 😎
Comments