Środa - z samego rana przeprawiam się przez Dunaj i już po węgierskiej stronie szybko objeżdżam Ostrzyhom. Widać, że to dawna stolica, monumentalna bazylika prymasów Węgier też robi wrażenie.
Ruszam dalej wzdłuż Dunaju i po godzinie dojeżdżam do kolejnej byłej stolicy Węgier -Wyszehradu. Trochę jestem rozczarowany. Ważna nazwa, miejsce znane z historii, ale wrażenie jest takie sobie. Żeby dać sobie czas – rozsiadam się na ławce i spokojnie zjadam zapasy.
Czuję już w kościach koniec podróży – GPS podpowiada, że na obiad będę w Budapeszcie. Ścieżka wije się miejscami wzdłuż Dunaju, ale coraz częściej zmusza też do jazdy asfaltową i dosyć ruchliwą szosą. Jakość asfaltu raczej kiepska.
Mniej więcej 30 kilometrów przed stolicą Węgier wracam na naddunajską ścieżkę rowerową i naprawdę komfortowo zbliżam się do celu mojej wyprawy. Dopiero przed samym miastem jakość szlaku rowerowego tragicznie się pogarsza: jadę na zmianę dziurawym asfaltem albo wyboistą dróżką. Na szczęście w samym mieście jest już bardzo wygodnie, a widoki jakie Budapeszt funduje rowerowemu podróżnikowi są naprawdę imponujące.
Objeżdżam centrum, zaliczam obydwa brzegi Dunaju i rozsiadam się na ławce obok gmachu parlamentu żeby nacieszyć się chwilą :) Teraz czas pomyśleć o powrocie do domu.
Podsumowanie dnia: 81 kilometrów, 310 metrów przewyższeń, średnia prędkość 18 km/h.
Comments