top of page
  • notojade

Morze Martwe (Oaza Ein Gedi) – Pustynia Negev (Mitzpe Ramon)

Zaktualizowano: 24 gru 2018

4 marca 2018 - z pakowaniem uwijam się szybko bo przede mną naprawdę trudny dzień: znad depresji Morza Martwego muszę dojechać na środek Pustyni Negev, czyli będzie ostro pod górę i naprawdę gorąco. Jeszcze tylko pożegnalne rozmowy z ludźmi na kempingu (wszyscy częstują jedzeniem - czy wyglądam na takiego żarłoka?), bidony i camelbak zatankowane do pełna!


Najpierw płaski odcinek wzdłuż wybrzeża. Widoki rozczarowują. Morze z bliska nie robi większego wrażenia. Po godzinie zjeżdżam do Ein Bokek – kurortu pełnego wielkich i raczej pustych o tej porze hoteli. Zaliczam plażę, dotykam supersłonej wody, dotankowuję wodę pitną i ruszam na pustynię.


Kompletnie puste plaże nad Morzem Martwym. Ale woda jest naprawdę słona


Krótki postój po pierwszym stromym podjeździe. Jest baaaardzo gorąco

Już pierwsze kilometry uświadamiają mi, że dzisiaj nie będzie przelewek. Jest bardzo gorąco i ostro pod górę. Droga wspina się stromymi zakosami, w dole widać brzydkie wybrzeże z instalacjami do odzyskiwania soli, a słońce wypala mnie na maksa. Woda zużywa się błyskawicznie. Po dwóch godzinach wspinaczki góra odpuszcza i robi się bardziej płasko. No, bez przesady – po prostu nie jest tak ostro pod górę.

Zobaczcie filmik i te krajobrazy!



Wybrzeże Morza Martwego żegnam bez żalu



Po kolejnych trzech godzinach zostaje mi pół litra wody a według nawigacji do najbliższego miasteczka mam jakieś 30 kilometrów. W Polsce nie byłoby żadnego problemu – taki dystans z jednym bidonem jest do zrobienia. Tu w tym upale – bez szans. Na szczęście na poboczu stoi wielki TIR, którego kierowca majstruje przy samochodzie. Z dramatyczną miną opisuję mu jaki jestem spragniony. Oczywiście nic nie rozumie. Dopiero kiedy pokazuję pusty bidon – uśmiecha się ze zrozumieniem i daje mi butelkę zimnej wody. Jest moim aniołem! Teraz ostra jazda do najbliższego miasteczka i po dwóch godzinach melduję się na stacji benzynowej.



Wchodzę i zanim dotrę do kasy wypijam litrową zimną colę. Przez chwile myślę, że upał mi zaszkodził bo na stacji gra muzyka i to swojska! Z głośników leci Myslovitz!!! Wprawdzie po angielsku, ale jest :) Zrobiło się miło, nakupiłem napojów, jedzenia i przez pół godziny raczyłem się chłodem klimatyzowanego wnętrza. Ale czas się zbierać bo przede mną jeszcze 70 kilometrów do Mitzpe Ramon – malutkiego miasteczka na środku Pustyni Negev.


To moje ulubione zdjęcie i kwintesencja tej wyprawy: rower i Pustynia Negev

Ruszam z werwą, niestety po godzinie dociera do mnie, że nie mam żadnych szans żeby dojechać na miejsce przed zmrokiem. Zasuwam naprawdę ostro, chociaż trasa ma sporo podjazdów. Nie chcę powtórki z wczoraj – i ... mam nocną powtórkę w wydaniu ekstremalnym. Ciemność zastaje mnie jakieś 40 km od celu. Jest dużo mniej przyjemnie niż wczoraj – tylko raz mijam jakąś małą osadę – a tak pustynia, czarno jak w kopalni i moja chińska lampeczka nieudolnie udaje reflektor.

Naprawdę niemiło robi się kiedy nagle pośrodku niczego, w pełnej ciemności słyszę jak jakieś zwierzę goni mnie z prawej strony wydając dziwne dźwięki. Nie widzę tego, tylko słyszę i jestem naprawdę przerażony. Robię najszybszy sprint, bo wiem, że to jedyna szansa – uciec tajemniczemu bydlakowi. Jest tylko jeden problem – jadę sprintem i nie wiem gdzie bo chińskie badziewie świeci symbolicznie! Na szczęście się udało i tajemniczy intruz został z tyłu. Potem, gdy już dojechałem na miejsce dowiedziałem się od miejscowych, że to mógł być jenot albo pies pasterski Beduinów, którzy koczują na pustyni w tamtej okolicy.


Ostatnie kilometry po tajemniczym pościgu zasuwałem w tempie wyścigowym i wreszcie dotarłem do celu. Malutkie miasteczko a w nim upragniony nocleg. Dom i gospodarz idealny. Wielka sypialnia, ogromne łóżko, cudowna łazienka z wielką wanną i cała kuchnia do dyspozycji. To był niesamowity kontrast – po kilkunastu godzinach na pustyni – pełny komfort :) Zasypiałem szczęśliwy z mocnym postanowieniem, że nigdy więcej nie pojadę przez pustynię po ciemku.

Mocny dzień: 166 kilometrów i 2100 m w górę.





Σχόλια


bottom of page