top of page
  • notojade

Przez Biarritz do Kraju Basków

Zaktualizowano: 24 sie 2021



(20 - 22 sierpnia 2021, 380 km) Nocleg w Bordeaux był ze śniadaniem, które oczywiście nie miało nic wspólnego z pierwszym posiłkiem jaki jadamy zazwyczaj. Kiedy w piątek rano zszedłem do hotelowej restauracji, kelner zapytal co wolę kawę czy herbatę. A potem wjechało śniadanie czyli croissant, kawałek bagietki, dżem, sok pomarańczowy i herbata. Najeść się tym nie można, ale zawsze jest jakiś pretekst żeby zacząć dzień 🤔

Po tym klasycznym petit déjeuner, wyjeżdżam z Bordeaux na południe.



Ten dzień jest zaskakujący. Po pierwsze wreszcie jest ciepło, a nawet gorąco. A po drugie, zupełnie zmienia się krajobraz. Prawie cały dzień jadę lasami, zniknęły pola i winnice. Wsie i miasteczka też są znacznie rzadziej niż w poprzednich dniach. Drogi nadal bardzo wygodne, ruch aut minimalny. Tego dnia jazda była bardzo rekreacyjna. Bez pośpiechu, na pełnym luzie. Późnym popołudniem dojeżdżam do fajnego hotelu w Saint Paul Les Dax. Jest miło bo na powitanie pan z recepcji wręcza mi klucze do profesjonalnej rowerowni, a w hotelu jest pralnia gdzie tego wieczora piorę i suszę cały mój skromny kolarski dobytek.




W sobotę wstaję wcześnie i podekscytowany szybko ruszam w drogę. Tego dnia mam wjechać do Hiszpanii. Moja trasa zbliża mnie do Atlantyku i krajobraz zdecydowanie się zmienia. Zniknęły lasy, coraz więcej miasteczek, a ruch samochodowy jest zdecydowanie większy. Wreszcie dojeżdżam do słynnego kurortu Biarritz, gdzie po raz pierwszy w czasie tej wyprawy widzę Atlantyk. Tłok jest to ogromny a Biarritz przypomina mi trochę Sopot, czyli na bogato i masa ludzi.




Ruszam więc dalej na południe bardzo malowniczą drogą wzdłuż oceanu. Trasa ma niestety dwie wady: strome podjazdy i bardzo duży ruch. Po kolejnej godzinie dojeżdżam do granicy z Hiszpanią. Znak graniczny jest tak oklejony, że ledwo go zauważam. Teraz kilka spokojnych kilometrów i docieram do San Sebastian - Donostia.


Nazwy są tutaj podwójne, ponieważ jesteśmy w Kraju Basków. Miasto jest pięknie położone nad oceanem a piaszczysta plaża sąsiaduje w głównymi ulicami i zabytkami. Robię krótki postój na plaży i ruszam dalej, żeby zrobić pierwsze kilometry w górach, które muszę pokonać w drodze do Portugalii.


Po 15 kilometrach lekkiego podjazdu kończę etap w baskijskim miasteczku Andoain, gdzie po raz pierwszy śpię na prywatnej kwaterze z airbnb. Dzięki temu mogę podpatrzeć jak się mieszka w tej części świata. A jest całkiem normalnie. Mieszkanie w bloku jak u nas, tylko nie ma kaloryferów :) Zjadam kolację i szybko idę spać bo nazajutrz pierwsze prawdziwe góry.




Niedzielę zaczynam od wielkiego śniadania, ponieważ mam do dyspozycji kuchnię. Robię sobie kanapki z szynką, serem, jajkiem na twardo i pomidorami. Połowę zjadam, resztę pakuję do sakw i ruszam.




Wyjeżdżam z miata i trasa robi się piękna, a bardzo wygodne ścieżki rowerowe łączą kolejne miejscowości.


Jedzie się doskonale, pierwsze podjazdy nie są zbyt strome. Ponieważ jest niedziela, na trasie spotykam mnóstwo kolarzy. Jeżdżą solo, grupkami, parami a nawet rodzinnie. Fajnie wyglądają dzieciaki na kolarzówkach 😀.



Po pierwszym 10-procenrowym podjeździe droga trochę się wypłaszcza a ja po raz pierwszy w życiu mam okazję jechać szlakiem rowerowym, który prowadzi przez górskie tunele. Nawigacja pokazuje, że za kilkanaście kilometrów zacznie się największy podjazd, więc robię sobie przerwę na drugie śniadanie i ruszam do góry.


Podjazd jest faktycznie długi i strony. Po kilku kilometrach z nachyleniem 8-9 procent, robi się nieprzyjemnie i na koniec muszę cisnąć pod 14-procentową górę.


Ale ponieważ się nie spieszę, w końcu powoli wtaczam się na szczyt i rozpoczynam lekki zjazd w kierunku Vitoria - Gasteiz czyli stolicy autonomii baskijskiej. Do miasta wjeżdżam bardzo wygodną ścieżką rowerową poprowadzoną zupełnie niezależnie od ulic. Dopiero w okolicach centrum trasa rowerowa wiedzie wzdłuż ulicy. Objeżdżam jeszcze główne atrakcje miasta i kończę dzień w małym hoteliku w samym centrum.





bottom of page