Po kolarskich dwóch tygodniach zrobiłem sobie wolne i pojechałem na wycieczkę do Uluru.
Taki dzień bez roweru był mi potrzebny, a Uluru i Kata Tjuta okazały się fantastyczne. To niezwykłe miejsca, gdzie możemy obcować z surową australijską naturą i poznawać aborygeńską kulturę.
Miałem też okazję sprawdzić jak w Australii organizuje się takie imprezy. No więc wszystko było naprawdę perfekcyjne. O 8.30 autokar odebrał mnie z mojego zajazdu. Kierowca był przy okazji przewodnikiem i całą drogę opowiadał ciekawe rzeczy. Po dotarciu do parku narodowego Uluru dostaliśmy kanapki.
Tu też zmienił się kierowca. Teraz był z nami lokalny przewodnik. Zawiózł nas do Kata Tjuta. Po drodze dokarmiali nas owocami i słodyczami 🥰
Potem pojechaliśmy obejrzeć z bliska Uluru i na koniec był zachód słońca nad tą magiczną górą.
Ale przed tym zachodem, na parkingu czekał na nas... gorący grill, różne przekąski i szampan albo piwo. No naprawdę się postarali. Fajne to było, ale szczerze mówiąc po całym dniu zwiedzania jestem bardziej zmęczony niż po jeździe na rowerze. I dlatego jutro wracam na siodełko😎
コメント