top of page
  • notojade

Z Wrocławia do Triestu

Zaktualizowano: 29 maj 2022




Tej wyprawy miało nie być. To znaczy miał być wyjazd, ale tygodniowy i w trzyosobowej grupie szlakiem Odra - Nysa, ze startem w Czechach i metą w Świnoujściu. Tyle, że dzień przed startem moi towarzysze się pochorowali. Jeden wylądował nawet w szpitalu, a ja zostałem z wolnym tygodniem i mocnym postanowieniem "no to jadę". Szybko zweryfikowałem plany, sprawdziłem skąd w południowej Europie szybko wrócę Flixbusem albo Ryanairem i padło na Triest we Włoszech. Do tygodniowego wymiaru pasował idealnie: niecały tysiąc kilometrów, sporo atrakcji po drodze i fajna prognoza pogody na najbliższe dni.




Niedziela 15 maja 2022

Wroclaw - Długopole Zdrój, 136 km


Pierwszy dzień zawsze jest wyjątkowy i tak było tym razem. Wyjątkowy, bo są emocje, pytania czy sprzęt będzie ok, czy nogi będą miały moc, czy pogoda dopisze, a co z wiatrem? Do tego ta adrenalina, że ruszasz na rowerze z domu i codziennie jedziesz dalej i dalej.

No więc niedziela była perfekcyjna. Pogoda - kolarski ideał, moc w nogach 100% i mnóstwo kolarzy, których spotkałem tego dnia na dolnośląskich drogach. Tu naprawdę jeździ się genialnie.



Najpierw trasa do Sobótki, potem objazd Śleży, dalej Dzierżoniów i dzikie Góry Sowie. Przejazd przez Góry Bardzkie to zabawa z odcinkami żwirowymi. To może trochę wolniejszy wariant niż szosa, ale taki szlak daje mnóstwo frajdy. Końcówka niedzieli to przejazd przez Kotlinę Kłodzką (i Kłodzko rzecz jasna😎) do Długopola Zdrój. Bardzo widokowa trasa i niezłe asfalty.




Ten odcinek udało mi się pokonać nie zahaczając o drogę krajową nr 8, która jest zatłoczona i niebezpieczna. Było może trochę naokoło, ale jechało się doskonale.

Nocleg w domu wczasowym Aleksander był ok. Tanio i skromnie, ale pokój był porządny i czysty, a śniadanie nazajutrz okazało się bardzo smaczne.




Poniedziałek 16 maja 2022

Długopole-Zdrój - Brno, 141 km


Drugi dzień zaczynam od śniadania i wizyty w pobliskim (50 metrów) Parku Zdrojowym, gdzie raczę się fantastyczną wodą mineralną. Napełniam też wszystkie bidony i ruszam na południe. Pogoda jest doskonała. Zaraz za Długopolem zaczyna się wspinaczka. Przejazd przez Kamieńczyk prowadzi ostro w górę, a wieńczy go naprawdę trudny podjazd na turystyczne przejście graniczne Petrovicky-Mladkov. Trzeba jakoś pokonać te 16%, ale widoki na Kotlinę Kłodzką są fantastyczne. Kiedyś jeździłem rowerem przez drogowe przejście w Boboszowie, teraz już zawsze będę wybierał ten wariant.



Po czeskiej stronie trasa prowadzi niezłymi bocznymi drogami. Ruch niewielki, widoki ładne. Ludzie mili, gdy kończy mi się picie w bidonach zajeżdżam pod jakiś dom na wsi i bez problemu dostaję świeżą wodę. Drogę urozmaicają znaki z nazwami miejscowości, które zawsze mnie bawią. Jedna z nich ROUBANINA ROUBANSKA tak mnie zdziwiła, że poprosiłem starego znajomego Mariusza Szczygła - specjalistę od wszystkiego co Czeskie, żeby wyjaśnił mi o co tu chodzi :) Wyjaśnienie trochę uspokoiło moją rozszalałą wyobraźnię. Według Mariusza nazwa pochodzi ze staroczeskiego i oznacza polanę, na której rąbało się drewno 😀





30 kilometrów przed Brnem muszę wjechać na ruchliwą i wąska drogę pełną TIRów. To był najmniej przyjemny odcinek całej wyprawy do Włoch. Przez około 20 km jadę bez komfortu, za to z dużą ilością samochodów. Na szczęście przed Brnem znowu jazda robi się przyjemna i dzień kończę w uroczym hoteliku w samym centrum Starego Brna.





Wtorek 17 maja 2022

Brno - Wiedeń, 143 km


Po wczorajszej pięknej pogodzie nie ma ani śladu. Od rana pada, a kilka kilometrów od hotelu łapie mnie oberwanie chmury. Na szczęście znajduję jakąś wiatę przy placu zabaw, gdzie spędzam uroczą godzinkę. Jak tylko deszcz robi się znośny ruszam dalej. Wyjazd z Brna do Wiednia jest bardzo komfortowy.


Najpierw wygodne ścieżki wzdłuż wody, potem bardzo przyjemne boczne drogi. Niestety co jakiś czas lekki deszczyk zamienia się w ulewę a ja robię sobie wtedy przymusowy postój. Ostatni taki niespodziewany postój wypada przed granicą, więc odwiedzam lokalną knajpkę i zamawiam kultowy smaźeny syr.

Granicę z Austrią przekraczam na turystycznym przejściu Novy Prerov - Alt Prerau. Lubię takie miejsca: pusto, tylko pola i kapliczka na samej granicy. No i jedna tablica z informacją, że jesteśmy w innym kraju.





Po austriackiej stronie mam więcej szczęścia. Deszcz prawie nie przeszkadza, a trasa jest bardzo komfortowa. Nawet jeśli fragmentami nie jadę ścieżką rowerową tylko boczną drogą - kierowcy są bardzo uprzejmi i czuję się tam bardzo bezpiecznie. To ogromną zmiana w porównaniu z kierowcami u nas i w Czechach.

Do przedmieść Wiednia dojeżdżam prostą i gładką jak stół ścieżką rowerową. Potem jeszcze przejazd przez centrum, obowiązkowa wizyta w knajpie na Wiener Schnitzel i melduję się w hotelu.




Środa 18 mają 2022

Wiedeń - Pinkafeld, 117 km


Jednodniowe załamanie pogody już za mną i z Wiednia wyruszam przy pięknym słońcu. Kieruję się na południe. Na ten dzień planuję dojechać do niewielkiego miasteczka Pinkafeld, które leży na starym szlaku handlowym z Wiednia do Triestu.

Sam wyjazd ze stolicy Austrii jest dosyć ruchliwy, ale po kilkunastu kilometrach wjeżdżam na szlak Thermenradweg i jadę bardzo komfortowo.


Asfaltowa ścieżka prowadzi wzdłuż rzeki, a po drodze mijam nie lada atrakcję hydrotechniczną, czyli most rzeki nad drugą płynącą niżej rzeką. Wygląda to tak niesamowicie, że zsiadam z roweru i kręcę filmik. Za Wiener Neustadt teren robi się coraz bardziej pofałdowany. Przez ponad 20 kilometrów jadę wspólnie z Josefem, lokalnym kolarzem, który w ramach swojego treningu daje mi dzielnie koło. To był chyba najszybszy odcinek od wyjazdu z Wrocławia. To są jednak plusy jazdy w towarzystwie.


Dzień kończę 10-kilometrowym podjazdem, który nie przekracza na szczęście 10% ale potem do samego Pinkafeld mam już tylko z góry. Czyli kolarska nagroda na zakończenie świetnego dnia. W Pinkafeld śpię w hotelu w samym rynku.




Czwartek 19 mają 2022

Pinkafeld - Maribor, 127 km


Trasa z Pinkafeld w kierunku Słowenii prowadzi uroczymi bocznymi drogami przez spokojne wsie i miasteczka. Jest trochę podjazdów, ale można jechać w niezłym tempie.


W jednym z takich miasteczek - Burgau zauważyłem na rynku samoobsługowe stanowisko do serwisowania rowerów. Postanowiłem skorzystać z okazji i dopompować koła w moim Specu. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że cały ten elegancki zestaw serwisowy jest "made in Poland", bo produkuje to firma Ibombo z Leszna. Mamy trochę ich stanowisk we Wrocławiu, więc było naprawdę miło zobaczyć coś swojskiego.

Po kolejnej rundzie góra - dół, dojeżdżam do granicznej rzeki Mur. W miejscu, gdzie nawigacja każe przekroczyć granicę słoweńską nie ma jednak mostu. Jest za to prom, tyle że stoi po drugiej stronie rzeki. Okazało się, że wystarczy nacisnąć przycisk i prom płynie po nas. Cała operacja trwała może 5 minut i wylądowałem w Słowenii. A prom miałem tylko dla siebie, bo byłem jedynym pasażerem😁


W Słowenii wracam do twardej rzeczywistości. Po kilku kilometrach kończy się ścieżka rowerowa i dzielę drogę z samochodami, a kierowcy są tutaj zupełnie jak nasi. Jest szybko, ostro i trzeba się pilnować. Ale rowerzystów jest tam sporo. Na drogach jest też dużo czytelnych znaków informujących kierowców o dużym ruchu rowerowym.



Przed Mariborem zaliczam bardzo ciężki podjazd, ale ze wspaniałymi widokami w nagrodę. Potem już tylko szybki zjazd i nocuję w Mariborze. Byłem tu już kiedyś na rowerze, gdy jechałem z Wrocławia do Chorwacji. Bardzo ładne miejsce, warto się tu zatrzymać.




Piątek 20 maja 2022

Maribor - Lublana, 138 km


Trasa z Mariboru do Lublany to prosta historia. Najpierw 60 łatwych kilometrów do trzeciego co do wielkości miasta w Słowenii czyli do Celje, potem wspinaczka z 200 na 600 metrów nad poziomem morza i na koniec jakieś 40 kilometrów zjazdu do Lublany.


Niby proste, ale w pełnym słońcu i upale chwilami było ciężko. Słońce paliło tak mocno, że po drodze kupiłem sobie letnie rękawiczki bo miałem poparzone dłonie.

W Celje zjadłem też najlepsze lody w życiu. Były genialne i na pewno wrócę tam kiedyś na kolejną porcję. Moc tych lodów przydała się na długie kilometry w mocnym słońcu.


Po tej długiej wspinaczce i zjeździe sam wjazd do Lublany trochę zaskakuje. Mijamy znak i... dalej jesteśmy na wsi :) Bliżej centrum wygląda to już lepiej, a samo centrum jest całkiem urokliwe. Nie da się jednak ukryć, że to chyba najbardziej kameralna stolica w jakiej byłem.

Za to śpię w hotelu o światowej nazwie "Meksiko" ;)




Sobota 21 mają 2022

Lublana - Triest, 103 km


Ostatni dzień zaczynam wcześnie. Chcę dojechać na tyle szybko, żeby mieć więcej czasu na zwiedzanie Triestu.

Ale najpierw przejażdżka po stolicy Słowenii, która w sobotni poranek zrobiła na mnie dużo lepsze wrażenie niż w piątek. Centrum miasta, piękny Park Tivoli i pierwsze otwarte kawiarnie tworzą naprawdę niezły klimat.




Potem już jazda w kierunku Włoch. Schemat podobny jak dzień wcześniej. Najpierw płaskie 20 kilometrów, potem jazda w górki i na koniec zjazd z ponad 600 metrów na poziom morza.

Niedaleko granicy z Włochami spotykam dwóch podróżników. W tę samą stronę co ja jedzie Michael z Frankfurtu, który chce dotrzeć do Wenecji. W przeciwną stronę zmierza samotny rowerzysta, który jest w drodze z Hiszpanii do Indii. Uwielbiam takie spotkania na trasie. Jest o czym pogadać :)

Odcinek górski był tego dnia naprawdę piękny. Widoki były niesamowite a i ruch na drogach okazał się stosunkowo niewielki. 25 kilometrów przed metą trasa osiąga swój najwyższy punkt, czyli ok 670 metrów n.p.m. Od tego momentu jest już tylko z góry. Najpierw jakieś 10 km do granicy, a potem już po włoskiej stronie mkniemy z góry do Triestu. Taki finałowy zjazd to świetne zwieńczenie wyprawy, chociaż niektóre odcinki na wjeździe do miasta musiałem pokonywać na pełnym hamowaniu.



Potem jeszcze rundka po portowej i najbardziej eleganckiej części miasta.

W nagrodę za ten tydzień na siodełku funduję sobie wieczorną ucztę ze spaghetti i pizzą i w niedzielny ranek wracam autobusem do Polski.

To tyle świeżych wrażeń, które spisuję na gorąco w autobusie do Wrocławia. Już w domu opiszę i wrzucę na bloga wszystkie kwestie techniczne, czyli sprzęt, planowanie trasy, koszty, ubezpieczenie itd.


Dziękuję wrocławskiej firmie Immotion https://immotion.pl/ za przygotowanie mojego Specialized Diverge do tej wyprawy 😊

bottom of page